CXXXI Rozdział

świeca-680x365_c

Niecały miesiąc później

Wszystko wróciło do normy, a jednocześnie nic nie było takie jak wcześniej. Całe dnie spędzałam z Damonem i Isobel. Bawiliśmy się, śmialiśmy, byliśmy szczęśliwą rodziną. Jednak każdej nocy wracał ten sam sen… Moment, w którym zabiłam Taylera. Kołek, który wbiłam mu prosto w serce i jego oczy, te w których kiedyś się zakochałam. Każdej nocy to samo… Sen…Mój krzyk…Silne ramiona Damona…Myśl, że już nigdy sobie z tym nie poradzę, z tą myślą, że zabiłam przyjaciela. Już zawsze będę naznaczona…Będę morderczynią……..

*****

-Wszystko spakowałaś??- krzyknęłam do Isobel przez drzwi. Z każdym dniem robiła się coraz bardziej dorosła, a co za tym szło coraz bardziej samodzielna. Już nawet nie mogłam wejść do jej pokoju bez pozwolenia. A miała dopiero 2,5 roku (wampirze 10).

-Tak mamo i możesz wejść. -uśmiechnięta otworzyła drzwi.- Jestem gotowa do podróży.

-Upewnij się czy wszystko wzięłaś, bo nie wiem czy kiedykolwiek tu wrócimy.

Kilka dni wcześniej ustaliłyśmy z mamą, że wracamy do Mystic Falls. W Moskwie było za dużo złych wspomnień i nic Nas tu nie trzymało. Moja rodzina była w Ameryce, Damona też, a mama chciała być tam gdzie ja i jej wnuki. To było lepsze dla wszystkich. Poza tym w Mystic był mój tata. Mama już wiedziała, że on żyje i chciała jak najszybciej go zobaczyć. Rozumiałam ją. Kochała go całą sobą, tak jak ja kochałam Damona. Tak więc wszyscy chcieliśmy wrócić w pewnym sensie do przyszłości. Przynajmniej tak nam się wydawało…

-Dzwoniłem do Mike’a.- Damon wpadł do mieszkania.- Powiedziałem, że jutro o 11 będziemy na lotnisku i żeby Nas odebrał. Oczywiście spodziewa się tylko mnie i Natalie, ale chyba coś podejrzewa.

-Podejrzewa?- tata nie wiedział o mnie i Isobel, bo nie chcieliśmy o tym informować przez telefon. Jakby to brzmiało: ” Cześć tato. Wiesz co jednak żyję”. Definitywnie nie była to rozmowa na telefon….

-Pytał mnie o tę niespodziankę, którą mam przywieźć i jak duży samochód ma zabrać, żeby ją pomieścić.- pocałował mnie w policzek.- Ojcowie przeczuwają takie rzeczy..- uśmiechnął się patrząc na naszą córkę. Któregoś wieczoru rozmawialiśmy o tym co czuł, jak dowiedział się, że obie z Isobel zginęłyśmy. Mówił, że początkowo był zdruzgotany, nie chciał dłużej żyć, ale coś mu nie pozwalało tego skończyć. Myślał, że to złość, chęć pomszczenia Nas. Z perspektywy czasu zrozumiał, że to podświadomość mu mówiła, że to nie koniec, że jego córka nie może nie żyć. Instynkt ojcowski nie czuł straty. To samo mógł mieć mój ojciec…..

-Isobel jest spakowana, mama też. A Ty się spakowałeś?- spojrzałam mu w oczy.

-Oprócz Ciebie i Isobel nic mi nie jest potrzebne. Więc jeżeli jesteście gotowe, to ja też.- pocałował mnie.- Kocham cię Ann i nawet nie wiesz jak się cieszę, że wracamy do domu,

-Tak ja też.- wtuliłam się w niego. Wracałam do domu….Do taty, rodzeństwa, przyjaciół. I do wspomnień. Dlaczego więc tak bardzo się tego bałam? Czy można jednocześnie czegoś pragnąć i z tym walczyć?

Dodaj komentarz